Ochryda i Jezioro Ochrydzkie – Macedonia (i Albania)
Nic tak kojąco nie wpływa na morale podróżniczej rodziny podczas palącego skwaru… jak morze, jezioro czy rzeka do których można choć na chwilę wskoczyć i ochłodzić się. Postanawiamy więc dać dzieciakom dzień błogiego lenistwa nad wodą z łopatkami i wiaderkami w łapach i trasę z Tirany do Korczy wzbogacamy objazdówką dookoła Jeziora Ochrydzkiego dzielonego między dwa kraje: Albanię i Macedonię.
Wjeżdżamy do Ochrydy (Ohrid) miasta wpisanego na listę światowego dziedzictwa Unesco w 1980 roku. To tutaj, chcąc połączyć obiad z plażowaniem, szukamy zacisznej knajpki płynnie przechodzącej do morza… (Takie cudne obrazki widzieliśmy w przewodniku). Niestety każdy stolik w 8 z restauracji do których zaglądnęliśmy jest zajęty a plaże zamiast piasku straszą paskudnym betonem z zardzewiałymi drabinkami. Głód zabijamy przepysznym Byrkiem ze szpinakiem z pobliskiej budki z fast foodami ;) Nie ma to jak kawał ociekającego tłuszczem, lokalnego ciacha z zieleniną…
Byrek daje nam energię na 2 godziny leniwego włóczenia się po mieście. Stare mury i kamienne dachy dają nam upragniony cień i chłód. Dzieciaki zachwycają się starymi autami zaparkowanymi w wąskich uliczkach… A najbardziej przypada im do gustu żółty Maluch (Fiat 126p) na ochrydzkich blachach :) Nasze „ochy i achy” w języku polskim zwracają uwagę jednego z mieszkańców, właściciela auta (w połowie Polaka, w połowie Macedończyka). Od słowa do słowa poznajemy krótką historie żółtego Maluszka, dowiadujemy się o tęsknocie mężczyzny za Polską a na pożegnanie Pan napełnia nasze prawie puste butelki lodowatą wodą z kranu – mniam!
Kolejne 15 minut to lekcja biologii. Jak wygląda winorośl wiemy nie od dziś… ale kiwi na drzewie to dla dzieci nowość. Do tego mandarynki, granaty i figi na wyciągnięcie dłoni. Jaszczurki, wielkie pająki i… węże wodne w jeziorze…
Wyjeżdżamy z miasta i po 10 minutach drogi rozkładamy cały nasz majdan na pustej (!) plaży. Nasz instynkt samozachowawczy przytępiony upałem nie daję nam żadnych wskazówek. Piękne widoki, ciepła woda, cisza i spokój… Dzieciaki mają swój mały raj a my chwilę odpoczynku (gdzie są ludzie??). Na gazowej kuchence majstrujemy zaległy obiad a ja dodatkowo próbuję lokalnego (jeszcze zimnego) piwa. Gdy w bezruchu kładziemy się w krystalicznie czystej wodzie nasze stopy zaczynają skubać malutkie rybki. Autentyczne Fish Spa za darmo…
I wszystko byłoby idealne gdyby nie czarny łeb a za nim część tułowia wynurzające się z wody jakieś 7 metrów od nas… Następuje ewakuacja rodziny z kąpieliska ale Michał jak to Michał jak sam nie zobaczy to nie uwierzy. 20 minut później i on wyskakuje jak oparzony z jeziora gdy pojawia się kolejny czarny gad. Plotki o wodnych (jadowitych) wężach to nie bajka dla niegrzecznych dzieci. Uciekamy z Macedonii i wracamy do Albanii (nad to samo jezioro)…
Dosłownie kilometr po przekroczeniu granicy albańskiej znajdujemy w miejscowości Tushemisht niedrogi Hotel Millenium. Za spory pokój z tarasem, internetem i łazienką płacimy 80 zł. Rzucamy bagaże i korzystamy z ostatnich chwil słońca na piaszczystej plaży na Jeziorem Ochrydzkim (znowu). Tym razem wypytujemy okolicznych mieszkańców o wężowe atrakcje… Jedyna osoba potrafiąca komunikować się po angielsku tłumaczy nam: Nie ma wodnych roślin (szuwarów) – nie ma węży. Uffff…
Po spacerze szybkie ogarnięcie dzieci, domycie ich z całodziennych plam brudu, syta kolacja i po 4 zdaniach bajki „O młocie Thora” Leo i Lea już śpią :) A my z zimnymi albańskim trunkami siedzimy do późna na tarasie podziwiając panoramę Jeziora Ochrydzkiego. Nie ma komarów, nie ma cykad, na plaży przy małym ognisku kolonijna grupa śpiewa obozowe piosenki przy akompaniamencie gitary. Raj…
Ranek rozpoczynamy od krótkiego plażowania i owocowego śniadania (przy hotelu jest świetnie zaopatrzony, niedrogi sklep-warzywniak). Już o 9.30 temperatura dobija do 37 stopni czas więc na pierwszą z 6 dziennych porcji lodów :). Wklepujemy w GPSa kierunek Gjirokastra lecz jak się później zahaczymy również o Grecję… ot takie nasze „widzimisię”
Trasa okaże się bardzo wyczerpująca fizycznie i psychicznie……. Widzieliśmy wiele krętych dróg z mrożącymi krew w żyłach przepaściami… ale ta o której opowiem następnym razem będzie wyjątkowa :/
Miasto Ochryda
SD 41.1230977 20.801648099999966
SMS N 41° 7′ 23.152” E 20° 48′ 5.933”
Od kiedy węże pływające w Jeziorze Ochrydzkim są jadowite? Pływałem w ich towarzystwie i nawet nie były w żaden sposób agresywne. Ich jadowitość to mit. Są niegroźne.
Pięknie a ten widok z balkonu:) zazdroszczę i podziwiam tych waszych wojaży.
Ten widok to ukoronowanie „ochrydzkiego” dnia ;)
Z tymi wężami, to mieliście jakieś wyjątkowe „szczęście”. Nad jeziorem byłam kilka razy i nigdy takowych węży nie widziałam.
Nie wiem czy można nazwać to szczęściem… Pusta plaża, szuwary i dodatek pewien mężczyzna brodzący w wodzie który pokazywał nam coś w krzaczkach. Czytaliśmy wcześniej o tych żmijach (na innym blogu) i lekko nie dowierzaliśmy. Na szczęście po stronie albańskiej tego typu „spotkań” już nie mieliśmy.